Z przewodnikami bywa tak, że opisy czasem bardzo niezwykłych rzeczy nie zachęcają nas do zwiedzania. Miejscom powszechnie znanym poświęca się zazwyczaj dużo więcej miejsca, opisując to co i tak wszyscy wiedzą ze szkoły :). Przyjeżdżamy gdzieś i widzimy dokładnie to czego się spodziewaliśmy, żadnych niespodzianek i łez wzruszenia. Są też miejsca, na które natrafiamy przypadkiem, po drodze, bo musimy zmienić autobus albo trasę. Tak jak my. Okazało się, że od dawna nie ma już biletów kolejowych z Cusco do Machu Picchu i musimy przetransportować się do nieodległego Ollantaytambo, w Valle Sagrado (Święta Dolina) skąd codziennie odchodzi do Machu Picchu więcej pociągów.
Ciekawe doświadczenia zaczęły się już na małym dworcu autobusowym w Cusco, gdzie razem z przedstawicielami lokalnej społeczności zaludniliśmy kilkunastoosobowe collectivo. Warto wiedzieć, że na tych mniejszych dworcach nie istnieje coś takiego jak godzinowy rozkład jazdy – autobusy czekają aż zbierze się odpowiednia liczba osób żeby przejazd był opłacalny finansowo... Czekaliśmy chyba ze 40 minut, z czego kilkanaście spędziliśmy na szukaniu miejsca na nasz spory plecak, wymieniając uprzejmości z naszymi współpasażerami, którzy starali się być pomocni, przesuwali się, szukali rozwiązań (jak wysiedliśmy to zagadka gdzie są bagaże innych, rozwiązała się – na dachu collectivo na wysokość ponad metra piętrzyły się kolorowe torby, łatane walizki i wiklinowe kosze. Wszystko misternie i bezpiecznie powiązane sznurem) Adam, właściciel naszego pensjonatu w Cusco poradził nam żeby po drodze do Ollantaytambo wysiąść wcześniej i koniecznie zobaczyć Moray – niezwykłe, przypominające amfiteatr, inkaskie laboratorium rolnicze – każdy z poziomów tej zapierającej dech w piersiach konstrukcji ma inny mikroklimat (zależnie od wysokości i głębokości wycięcia) i dlatego naukowcy podejrzewają, że Inkowie wykorzystywali to miejsce do badania optymalnych warunków uprawy dla poszczególnych roślin. W przeciwieństwie do wielu innych peruwiańskich atrakcji, Moray nie jest specjalnie obładowany turystami co daje wielką przyjemność przebywania w tym miejscu. Żeby dotrzeć do Moray trzeba dogadać się z kierowcą autobusu, żeby po drodze do Urubamby zatrzymał się w miejscowości o nazwie Maras i stamtąd już jedną z oczekujących taksówek dojechać do odległego o kilka kilometrów Moray. I nie jest to ani skomplikowane logistycznie, ani drogie, ani męczące.