Ewa:
Jestesmy juz po locie z Quito i czekamy na dalsza podroz do Limy. Mamy poltorej godziny i przeczekujemyy w lotniskowym barze salatkowym "Fruits & Salads y Naturissimo" popijajac sok z pomaranczy i bananow. 2 dolary za 0,4 najprawdziwszej multiwitaminowej mieszanki. Ach te niektore ceny - przed chwila bylam zmuszona kupic sobie japonki, bo w gorskich butach, ktore ubralismy na te podroz jest mi zdecydowanie za goraco. patrze na wystawie sklepu¨"Hecho en Ecuador" piekne Havaianas (dla niewtajemniczonych najbardziej kultowe japonki...) z flaga ekwadorska i w kolorach za cale 12 dolcow! Kupilam, przebralam i juz mam milusi przewiew.. A propos cen to juz nam moj brat zwrocil uwage, ze oni tutaj jeszcze nie nauczyli sie zdzierac z turystow w miejscach, w ktorych i tak Ci beda wydawac pieniadze, czyli np na lotnisku ceny sa takie same jak w sklepach na miescie. (Arek zarzuca mi, ze jak zjawia sie tutaj moi bratni marketingowcy to sok bedzie kosztowac 10 dolcow, a butki 50).
Siedzimy sobie w ogrodku, tuz przy malowniczej estakadzie :), a z nami lanczuja i popalaja papieroski pracownicy lotniska. Arek slusznie zauwaza, ze panuje tutaj prawdziwa "ecuatoriana equity", bo "czerwone koszule" jedza razem z "szarymi marynarkami" (tu specjalne pozdrowienia dla fanow odcinka Friends, w ktorym Joey dostaje prace w muzeum).
Trwa mecz Chorwacja-Turcja. 71 minuta.
Arek:
Oczekujac na lot z Guayaquil do Limy ogladam mecz Chorwacja-Turcja. Nerwowo zerkam na zegarek bo mija druga polowa dogrywki, bramek nie widac, a ja za chwile musze biec do bramki. Ewa juz mnie zostawila i zniknela gdzies w strefie bezclowej. 118 min. i 1:0 dla Chorwacji. No to po meczu mysle sobie i spakowalem sie i wychodze, a tu 1:1 w 121 min. Niestety nie zobaczylem juz karnych.