W Londynie lądowaliśmy na Gatwick a wylot do Miami był z Heathrow. Niestety i "stety" musieliśmy odebrać bagaże i przetransportować się na Heathrow. Niestety bo oczywiście były ciężkie, ale "stety" bo zmniejszyliśmy szanse, że polecą do Singapuru zamiast z nami do Miami (nie czuję jak rymuję). Nauczeni doświadczeniem, że bagaże giną, już kombinowaliśmy czy podać adres w Miami czy w Quito na który potencjalnie powinny być odesłane. Tymczasem zanim podeszliśmy do taśmy nasze plecaki wesoło wirowały obwąchiwane przez psa policyjnego tak jakbyśmy co najmniej wracali z Kolumbii...
Bagaż sztuk: trzy; stan: trzy. Uff...
W moim plecaku górna kieszeń była otwarta. Nie przypominam sobie co tam włożyłem, więc jeżeli w trakcie podróży skończy nam się kasa to będzie dowód, że niechybnie tam ją właśnie schowałem.
Trochę baliśmy sie tego transferu między lotniskami, ale zupełnie niepotrzebnie. Między lotniskami kursuje kilka linii autobusowych NationalExpress. Trzeba tylko uważać na który terminal się jedzie bo mam wrażenie, że Heathrow jest wielkie jak Warszawa. Cena biletu 17GBP/os. Jechaliśmy jakieś 25 min. pod same drzwi terminala 5. Jak na razie wszystko idzie jak po maśle.